Gdzie wiara mówi cicho
Dziękuję, że tu jesteś.
Nie widzę Twojej twarzy, nie znam historii, z którą wchodzisz na tę stronę. Wiem jednak jedno. Nikt nie trafia tu zupełnie przypadkiem. Czasem wystarczy jedno słowo wpisane w wyszukiwarkę, czasem krótka rekomendacja znajomego, czasem zwykła bezsenna noc, w której człowiek szuka czegokolwiek, co pomoże mu „złapać oddech”. I nagle stajesz przed tekstem, przed czyimś słowem. Dziś jest to moje słowo, ale tak naprawdę chodzi o coś więcej niż o autora.
Ten blog wyrósł z wiary, która nie daje się zamknąć w prostych zdaniach i gotowych odpowiedziach. Z modlitw, które czasem brzmiały jak spokojne wyznanie, a kiedy indziej były tylko jednym szeptem: „Panie, już nic nie rozumiem”. Z rozmów przy kuchennym stole, w drodze do pracy, w przerwie na kawę, między zakupami a odrabianiem lekcji z dziećmi. Z chwil zwyczajnej radości, która nagle przypomina o Bogu, i z takiego lęku, który odbiera siły, także wtedy, gdy na zewnątrz wszystko wygląda w porządku.
Nie proponuję tu gotowego systemu. Nie bronię jednej słusznej wizji świata. Bardziej interesuje mnie miejsce, w którym człowiek naprawdę spotyka Boga. Czasem w tym miejscu jest dużo zaufania, czasem więcej gniewu niż pobożności. Uważam, że Bóg nie boi się żadnego z tych stanów. My się ich boimy. On nie.
Treści, które tu znajdziesz, nie zawsze wpisują się w spokojny, przewidywalny język wiary. Czasem idą pod prąd temu, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Jako duchowny stawiam pytania, które w wielu kościelnych rozmowach mogłyby wywołać ciszę, zaskoczenie albo sprzeciw. Nie po to, żeby burzyć dla samego burzenia, ale po to, żeby wiara nie była wygodną fasadą. Zależy mi na chrześcijaństwie, które ma twarz konkretnego człowieka, a nie tylko kształt poprawnej doktryny.
Piszę jako biskup Kościoła tradycji starokatolickiej, ale także jako mąż, ojciec, sąsiad z bloku, człowiek, który robi zakupy, męczy się, spóźnia, czasem milknie, kiedy trzeba by mówić, a kiedy indziej mówi za dużo. Właśnie z tej mieszanki powstają te teksty. Z Ewangelii czytanej przy stole. Z liturgii, która spotyka realne życie. Z doświadczenia Kościoła, który pragnie być wierny Tradycji, a jednocześnie odważnie patrzeć na świat, w którym żyjemy.
Nie znajdziesz tu języka, który wszystko wygładza i rozwiązuje w trzech zdaniach. Bardziej będzie to język człowieka, który próbuje nazwać to, co go porusza, boli, cieszy, zawstydza. Język czasem ostry, czasem bardzo prosty, a kiedy trzeba, także czuły. Taki, który nie udaje, że wątpliwości nie istnieją. Wierzę, że pytania wypowiedziane przed Bogiem nie niszczą wiary. Mogą ją oczyścić.
Mam nadzieję, że w tych słowach znajdziesz coś dla siebie. Może jedno zdanie, które pozwoli Ci spojrzeć na Boga inaczej. Może krótką modlitwę, która stanie się Twoją na czas trudnego dnia. Może tekst, który wzbudzi sprzeciw, ale zmusi do dalszego myślenia. To też bywa łaską. Wiara nie musi być wygodna, by była prawdziwa.
Jeśli czujesz się zmęczony pobożnym językiem, który nie dotyka realnego życia, zostań na chwilę. Jeśli boisz się, że Twoje pytania są „nie na miejscu”, tym bardziej zostań. Jeśli żyjesz w Kościele, ale masz wrażenie, że czasem nie ma w nim miejsca na Twój sposób przeżywania świata, spróbuj przejść razem ze mną przez kilka tekstów. Nie obiecuję prostych rozwiązań. Mogę obiecać uczciwe pytania, szukanie nadziei i próbę mówienia tak, by nie zranić tego, co w człowieku najdelikatniejsze.
Ta strona ma już swoją historię. Byli tu ludzie, którzy szukali odpowiedzi. Byli tacy, którzy po prostu chcieli usłyszeć, że nie są sami. Byli też tacy, których te treści zdenerwowały. Wszystkim jestem wdzięczny. Każda reakcja pokazuje, że słowo wciąż porusza, że nie jest obojętne. Dziś do tej historii dopisujesz się Ty.
Dziękuję za Twoją obecność. Jeśli zechcesz, wejdź głębiej. Czytaj, nie zgadzaj się, wracaj, odchodź, pytaj. Przynoś przed Boga swoje światło i swój mrok. Wierzę, że właśnie tam, gdzie wiara mówi cicho, może wydarzyć się prawdziwe spotkanie.
Z pamięcią w modlitwie
bp Robert NCC