... odsłon

Jak modlić się własnymi słowami?

Są chwile, kiedy człowiek staje przed Bogiem tak, jak stoi się przed kimś najbliższym – bez scenariusza, bez przygotowania, tylko z tym, co nosi w sercu. Czasem jest to proste zdanie, jedno westchnienie, czasem długa rozmowa pełna niepokoju albo wdzięczności. To właśnie jest modlitwa własnymi słowami. Nikt nie może jej zastąpić, bo jest odbiciem tego, co dzieje się we wnętrzu. To nasz niepowtarzalny głos wobec Tego, który zna nas lepiej niż my sami.

Ale tylko na tym nie można się zatrzymać. Nasze słowa, choć szczere, bywają zbyt kruche. Ile razy próbujemy powiedzieć o cierpieniu, a brakuje nam języka? Ile razy chcemy wyrazić radość, a okazuje się, że wszystko brzmi banalnie? Wtedy odkrywamy, że potrzebujemy czegoś więcej niż samych siebie.

Tym „więcej” jest modlitwa Kościoła. Liturgia, Msza, brewiarz – to nie zimne formuły, ale pulsująca modlitwa wspólnoty, która żyje od wieków. Kiedy wypowiadamy te słowa, stajemy w jednym szeregu z tymi, którzy modlili się przed nami i z tymi, którzy przyjdą po nas. Nie jesteśmy już sami. Nasze słabe głosy łączą się w jeden chór, który niesie się ku Bogu.

Te dwa wymiary nie mogą istnieć oddzielnie. Osobista modlitwa daje szczerość, wspólna modlitwa daje głębię. Jedna uczy nas mówić do Boga własnym sercem, druga poszerza horyzonty, pokazując, że Bóg jest większy niż moje uczucia i doświadczenia. Razem prowadzą do dojrzałości.

Trzeba przyznać, że modlitwa nie zawsze jest łatwa. Czasami jest pięknym spotkaniem, a czasem ciężarem. Bywa, że przychodzi znużenie, milczenie, a nawet poczucie, że Bóg się oddalił. Ale to właśnie wtedy modlitwa staje się próbą miłości – nie tylko chwilą uniesienia, lecz także wiernością, która trwa mimo wszystko.

Modlitwa własnymi słowami i modlitwa Kościoła to jak dwa skrzydła. Dopiero razem unoszą człowieka ku Bogu. Bez jednego lot staje się niemożliwy.

/-/ + Robert Matysiak NCC