MARYJA W ŚWIETLE WIARY KOŚCIOŁA
Kiedy 19 października br. opublikowaliśmy na moim blogu rozmowę o Maryi https://mysli.moj-kosciol.pl/rozmowy/#rozmowy/rozmowa-o-maryi-tradycja-starokatolicka towarzyszyło nam jedno zasadnicze pytanie. Kim Ona naprawdę jest dla Kościoła i jak o Niej mówić tak, aby nie przysłaniać Chrystusa, lecz do Niego prowadzić. Ta rozmowa, prowadzona w perspektywie Narodowego Kościoła Katolickiego, dotykała także trudnego tematu marianolatrii, czyli takiego sposobu mówienia o Maryi, który w praktyce staje się przesadą i prowadzi na skraj bałwochwalstwa.
Zanim pójdziemy dalej w tej refleksji o Maryi, chcę na chwilę wrócić do samego słowa Kościół. W osobnym tekście „Kilka słów o Kościele”, który napisałem i opublikowałem, pod adresem https://mysli.moj-kosciol.pl/kilka-slow-o-kosciele próbuję opisać, czym jest Kościół, skąd wyrasta i jaki jest jego sens. Zapraszam do tamtej lektury, bo dopiero w takim szerszym świetle widać, że mówienie o Maryi nigdy nie dzieje się w oderwaniu od tajemnicy Kościoła, lecz wyrasta z samego jego serca.
Kilka tygodni później, w dniu 4 listopada 2025 roku, w liturgiczne wspomnienie świętego Karola Boromeusza, Dykasteria Nauki Wiary Kościoła rzymskokatolickiego ogłosiła notę Mater Populi fidelis, poświęconą niektórym tytułom maryjnym związanym ze współudziałem Maryi w dziele zbawienia. Tekst ten, zatwierdzony przez Biskupa Rzymu, Leona XIV, stawia na poziomie Kościoła rzymskokatolickiego te same zasadnicze pytania, które w naszej rozmowie stawialiśmy w perspektywie Narodowego Kościoła Katolickiego.
Nota przypomina, że najprostsze i najbardziej biblijne imię Maryi to Matka wiernego ludu. Nie jest to tytuł ozdobny, lecz streszczenie jej powołania. Maryja jest pierwszą, w której łaska Chrystusa objawiła swoją moc, i dlatego staje przed nami jako widzialny znak tego, co łaska może uczynić w człowieku, który nie broni się przed Bogiem. (opoka.org.pl)
Jednocześnie dokument mierzy się z tym, co w pobożności narosło wokół Maryi przez wieki. Wprost stwierdza, że niektóre tytuły, choć zrodzone z dobrej intencji, zaczęły zaciemniać jedyną rolę Chrystusa. Dlatego tytuł „Współodkupicielka” zostaje uznany za nieodpowiedni. Inne określenia, na przykład „Pośredniczka”, wymagają tak uważnego tłumaczenia w duchu chrystologicznym, że w zwyczajnej katechezie i kaznodziejstwie mogą bardziej mylić niż pomagać. Chodzi o to, aby nikt nie miał wrażenia, że Maryja stoi obok albo ponad Synem, jakby łaskę można było otrzymać szybciej od Matki niż od samego Pana. (Vatican News)
Szczególnie ważne jest odrzucenie obrazu, w którym Maryja staje jak tarcza wobec rzekomego gniewu Chrystusa. Dokument jasno przypomina, że w Bogu nie ma dwóch woli. Źródłem miłosierdzia jest zawsze Ojciec objawiony w Synu, a Maryja całkowicie poddaje się tej jednej woli i współpracuje z nią. Nie łagodzi Jezusa, nie poprawia Trójcy, lecz jest pierwszą, w której zwycięża miłosierdzie. (maryjni.pl)
W tym wszystkim jest także nasze konkretne miejsce. Jako wspólnota zakorzeniona w tradycji starokatolickiej nosimy w sobie inną pamięć o roli Maryi. Bardziej podkreśla ona jej obecność w Kościele niż rozbudowane systemy tytułów. Bardziej akcentuje wierność Ewangelii i świadectwu pierwszych wieków niż późniejsze wyobrażenia, które narosły wokół jej osoby. Z tej wrażliwości rodzi się próba podjęta w tamtej rozmowie i w tym tekście. Nie po to, aby komukolwiek coś odebrać, lecz po to, aby oczyścić spojrzenie i lepiej zobaczyć dar, jaki Duch Święty daje Kościołowi w Maryi.
Trzeba wprost powiedzieć, że Narodowy Kościół Katolicki nie rozumie siebie jako dowolnej wspólnoty niezależnej, oderwanej od reszty Ciała. Jesteśmy kanonicznie samodzielni, lecz duchowo i teologicznie chcemy żyć w tym samym nurcie wiary, w którym żyją inne Kościoły tradycji starokatolickiej. Dlatego tak bardzo porusza fakt, że stanowisko naszego Kościoła w sprawie właściwego rozumienia roli Maryi okazuje się, w kluczowych punktach, zbieżne z tym, co dziś oficjalnie ogłasza Dykasteria Nauki Wiary. (maryjni.pl)
Ta zbieżność jest z jednej strony pocieszająca. Pokazuje, że wierność tradycji pierwszych wieków, o którą troszczą się Kościoły tradycji starokatolickiej, nie jest kaprysem małej wspólnoty, lecz drogą, ku której Duch Święty stopniowo prowadzi całe Ciało. Z drugiej strony widzimy wyraźnie, że nawet wewnątrz Kościoła rzymskokatolickiego przyjęcie tego dokumentu nie przychodzi łatwo. Pierwsze reakcje i komentarze odsłaniają, jak silne jest przywiązanie do niektórych tytułów i jak bardzo każda korekta języka dotyczącego Maryi dotyka wrażliwej strony serca. (Więź)
To napięcie jest zrozumiałe. Przez długie stulecia rola Maryi była interpretowana w sposób, który łatwo przesuwał akcent. Pobożność wiernych nieraz szła dalej niż ostrożna teologia, a kaznodziejstwo chętnie sięgało po obrazy działające na uczucia, lecz nie zawsze wiernie oddające strukturę wiary. Kościół rzymskokatolicki dopiero dziś, w dwudziestym pierwszym wieku, w sposób spokojny i oficjalny mówi wprost, że niektóre sformułowania były niefortunne, że pewne akcenty trzeba przestawić, że nie wszystko, co żyło w ludowej pobożności, może zostać bezkrytycznie podniesione do rangi doktryny. Nota „Mater Populi fidelis” jest jednym z czytelnych znaków takiej korekty. (Fundacja Opoka)
Widać też bardzo wyraźnie, jak trudna jest ta droga dla całego Kościoła. W reakcjach na watykański dokument, w komentarzach ludzi szczerze przywiązanych do Maryi, słychać nie tylko troskę o wiarę, lecz także lęk przed jakąkolwiek zmianą. Jakby każda korekta brzmiała jak zdrada. Tymczasem chodzi o to, aby w poranionym Ciele Kościoła pewne sposoby mówienia mogły zostać zmienione po to, by sama wiara mogła pozostać w większej prawdzie. Trzeba uczyć się odróżniać to, co należy do niezmiennej Tajemnicy, od tego, co należy do historycznych sposobów jej wyrażania.
Dla naszego Kościoła to wezwanie ma wymiar bardzo konkretny. Skoro matka, jaką jest Kościół rzymskokatolicki, zdobywa się na odwagę, aby poprawiać swój język o Maryi, tym bardziej my nie możemy budować własnej tożsamości na starych uproszczeniach, na nieprecyzyjnych formułach, na czysto emocjonalnych hasłach. Wierność tradycji nie polega na tym, że zatrzymamy wszystkie formy, lecz na tym, że będziemy trzymać się źródła, którym jest Chrystus i świadectwo Apostołów.
W tej perspektywie Maryja jawi się jako pierwsza uczennica. Ta, która wchodzi w ciemność wiary razem z Synem. Ta, która nie rozumie wszystkiego, lecz zachowuje słowa w sercu. Ta, która pozwala, aby Bóg korygował jej wyobrażenia o Nim samym, od Nazaretu aż po Golgotę. Właśnie dlatego jest Matką wiernego ludu. Uczy nas wiary, która umie przyjąć korektę, kiedy objawiona prawda domaga się oczyszczenia naszego języka i naszych obrazów.
Jeśli tak odczytamy ten czas, nowy dokument Dykasterii Nauki Wiary nie będzie dla wielu zamachem na maryjną pobożność, lecz narzędziem jej oczyszczenia i powrotu do źródła. Dla nas, jako Kościoła tradycji starokatolickiej, wiernego temu, co Kościół wyznawał od początku i co było głoszone wszędzie i przez wszystkich, będzie to raczej potwierdzenie drogi, którą staramy się iść. Drogi, na której miłość do Maryi pozostaje zakorzeniona w wierze Apostołów i pierwszych wieków, w żywej Tradycji, a nie w późniejszych nadbudowach.
W takiej perspektywie Narodowy Kościół Katolicki może z prostotą wyznać, że jest jednym z członków tego samego Ciała Chrystusa, w którym jest jedna Głowa, jeden Zbawiciel i jedna Matka wierzących, ta, która jako pierwsza pozwoliła, aby łaska w pełni ją przeniknęła. Wtedy miłość do Maryi nie słabnie, lecz dojrzewa i prowadzi głębiej w samo serce tajemnicy Kościoła.
/-/ + Robert Matysiak NCC